Końskie opowieści z Jasminum – Nic nie pragnąć i Być!
Jak wygląda dzień w Jasminum?
Odkąd odbyły się u nas warsztaty z Gyulą Meszarosem troszkę inaczej…
W gąszczu codziennych obowiązków stajennych ( a posiadając gospodarstwo agroturystyczne i stado koni to bardzo duża ilość) umknęło mi gdzieś ostatnio cieszenie się tym co mam i świadome bycie z końmi.
Chciałam Wam napisać relację z warsztatów z Gulą, ale umieszczenie wszystkiego co wydarzyło się na kursie nie jest możliwe, natomiast ze względu na zmiany jakie widzę w sobie po tym kursie, bardzo chciałabym się z Wami podzielić tym co czuję i jak dużo szczęścia daje mi zmiana podejścia….
Wiecie jak to jest, gdy dużo się nauczycie, dużo osiągniecie, spełnicie jakieś swoje marzenie i po jakimś czasie euforia schodzi z Was jak z balonika powietrze i nie bardzo wiecie jak cieszyć się tym co macie tuż przed sobą, na dłoni. Zapominamy wtedy, że to co mamy dziś może nie być naszym udziałem jutro. Zapomnamy też wtedy, że to co mamy może nam dać niezwykłe szczęście, jeśli się na to otworzymy!
Dlatego teraz moje dni w Jasminum, zaczynają się zupełnie inaczej…
Poranna kawa, śniadanko i wszystkie te ważne sprawy (czyt. prace domowe) czekają na późniejszą część dnia. Przy asyście kotów (ich liczba w Jasminum unormowała się do trzech: Stefan, Matylda i Inka) i psów (Perełka, Lupo, Jaś i Mrówka), idę do koni…
Nie idę ich trenować, nie idę z gotowym planem, ani z założeniami, nie idę osiągać, zdobywać i uczyć je… idę z nimi pobyć, idę napełnić się spokojem i szczęściem mojego wielkiego stada koni i każdego z tych koni pojedynczo. Nie wiem nigdy który z nich do mnie przyjdzie, nie wiem nigdy co mnie czeka, nie zakładam nic…i dzięki temu pojawia się miejsce na radość z tego co przychodzi samo, na wypełnienie się spokojem, bo nic nie muszę kontrolować, na radość z bycia z moim kochanym futrzanym stadem.
Jest Jesień w Jasminum, konie głównie się pasą i odpoczywają, nie mają prawie pracy, stoją w swoim ulubionym miejscu i z lekko ugiętą nogą, z przymkniętymi oczami, delektują się każdą pogodą, choć najbardziej słońcem… gdy przychodzę między nie, staję bez żadnej linki i widzę to na co Gyula zwrócił moją uwagę – rzadko kiedy konie się dotykają, stoją bardzo blisko siebie, ale zwykle odpoczywając nie dotykają się – więc i ja ich nie dotykam. Bardzo szybko, stojąc tak sobie i czując słońce na mojej twarzy, ogarnia mnie spokój stada i radość z bycia obok nich.
Dziś na przykład chodziła za mną Paloma. Gdy stałam, lizała mnie po rękach, razem z Olimpem. Swoją głowę ustawiała na wysokości mojego brzucha i stała 1 cm ode mnie. Jej oczy błyszczały. Z tyłu za kaptur ciągnął mnie Fryzek, dwuletni wielkolud. Co chwilę próbował podejść Safir, troszkę nieśmiały, ale niezwykle ciekawy, był jednak przeganiany przez Palomę… Gdy odchodziłam Paloma szła za mną, dwa kroki, trzy i znowu stawała jak najbliżej, rozluźniała się i zarażała mnie tym cudownie rozlewającym się po ciele spokojem, który przynosi szczęście… Potem jeszcze Fama trącała mnie nosem i odnalazł mnie Kindżał, który od tygodnia jest oddzielony od mamy… Maluch chodził za mną krok w krok, muskał mnie noskiem, nastawiał się do głaskania, za każdym razem gdy odchodziłam szedł za mną jak za mamą i wchodził mi pod ramię…. Nie wymagałam nic, a dostałam od niego taką wielką ilość miłości i zaufania, że serce wypełniło się radością.
Odchodząc od stada myślałam o tym jak bardzo chciałabym Wam to pokazać, bycie ze stadem, bez życzeń i wymagań, a w zamian niesamowite szczęście 🙂
Jeśli macie konie, polecam z całego serca spędzenie z nimi trochę czasu, dla samego bycia z nimi, a jeśli koni nie macie, zapraszam na sesję, najlepszego odstresowywacza do mojego kochanego stada!
Kto ma ochotę?